Strona:PL Bronisława Ostrowska - Bohaterski miś.djvu/073

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Serwetom brakło inicyatywy.
Na szczęście udało mi się wejść w porozumienie ze skrzynią: zacne, sosnowe deski rozumiały o co chodzi, i pękały ze złości na samą myśl o wygnaniu. Gwoździe też były chętne.
— Damy sobie radę! — pocieszały mnie.
I na początek przyrzekły informować o wszystkiem z zewnątrz.
Dowiedziałem się, że jechaliśmy długo koleją, a teraz jesteśmy na podwodzie w końcu szeregu wozów rosyjskiego taboru. Że powozi Griszka. Że musimy zbliżać się do frontu, bo słychać bezustanne strzały.
Istotnie. Nawet do moich zapatulonych uszu dobiegał już głęboki, miarowy huk.
Co za ironia losu! Ja, który tak marzyłem o przygodach, zbliżam się oto teraz do placu boju ściśnięty, jak śledź w beczce i ciemny, jak tabaka w rogu.
Zanudzałem skrzynię pytaniami.
— Co się dzieje? Co się dzieje? — podrywałem się co chwila.
Deski objaśniały cierpliwie.
Nagle — przestały mówić.
Usłyszałem gwałtowny huk, inny jakiś, blizki i trzaskający, potem krzyk, łoskot, — i oto zaczęliśmy nagle trząść się i podskakiwać w ciemności.
Zoryentowałem się natychmiast: Atak. Uciekamy.
Tak było.
Gnaliśmy widać pędem bez drogi, bo wstrząśnienia były coraz silniejsze. Chwialiśmy się z boku na bok, wylatywali w górę i opadali z powrotem.
— Przeważ! przeważ na jeden bok, jak będziemy koło kamienia! — błagałem skrzynię. — Ale zmiłuj się, — mierz dobrze!
Wymierzyła.
Rozległ się trzask, głośne przekleństwo Griszki, walnęliśmy o coś z całej siły — i spokój.
Wieko skrzyni widać odwaliło się na bok, bo zrobiło się trochę jaśniej.