Strona:PL Boy - Antologia literatury francuskiej.djvu/544

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pragnienia zdradzić czasem śmie w geście pokornym,
Dzięki twej wielkiej łasce; lutnistą nadwornym,
Co się przez furtkę tajną wślizguje jak złodziej;
Pasterzem twoich bujnych łąk, który uchodzi
Za znachora i w ciebie chytre swoje ślepia,
Gusła mamrocąc ciemne, uporczywie wlepia;
Lub mnichem spowiednikiem, świętym dla swej szaty
Surowej, białej z czarnem, a która, zakaty,
Hultajstwa i figielków kryje całe moce;
Strażnikiem, co u blanków wieży czuwa w noce —
Kasztelanko ty moich księżycowych włości,
Słuchaj mnie, droga: kocham cię, ty, ma miłości!

— Powiedz swym włosom, niechaj lśnią mi się mniej czarno,
Kirem nad ust purpurą ścieląc się ofiarną...

Niech sobie ludzie krzyczą co chcą: „To pocieszne,
Idjotyczne! Dziad taki! Dokąd to nas grzeszne
Chucie wiodą!“ i dalej w podobnym sposobie,
Ba, niechaj świat tam o mnie gada co chce sobie,
Kocham cię, ja, dziad stary, ciebie, też nie dziecko,
Miłością, co, jak wiosna, wykwitła zdradziecko,
Nagle, i jednem tchnieniem objęła nas cudnie,
Z mym zmierzchem łącząc, droga, twoich lat południe.

Och, to południe! ileż więcej budzi chętki
Od młodzieńczej kibici sprężystej i giętkiej,
Od lat dwudziestu, smacznych, lecz, w jurnej swywoli,
Zbyt rączych, by me zmysły upoić dowoli!
Ty, prosta i, z natury rzeczy, ochłodzona,
(Co nie wadzi, iż czasem z wezbranego łona
Szczerej żądzy wykipi war po sam ostatek)
Ty umiesz wdzięków swoich dźwigać boski statek:
Jako broń wyćwiczony żołnierz nosi godnie,
Tak ty powabów swoich zażywasz swobodnie.