Strona:PL Boy - Antologia literatury francuskiej.djvu/470

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie lękaj się o nic, dodał, umiem się upomnieć o swoje wierzytelności. Nadto się mnie boją, aby ktoś śmiał mnie wykiwać!
Galery ze swymi obyczajami i mową, ze swemi straszliwemi przejściami od żartu do grozy, swą przerażającą wielkością, rubasznością i spodleniem, stanęły nagle jak żywe w wykrzykniku tego człowieka, który nie był już człowiekiem, ale typem całego tego zwyrodniałego plemienia, ludu dzikiego i logicznego, brutalnego i giętkiego. W jednej chwili, Collin stał się piekielnym poetą, w którym wyraziły się wszystkie ludzkie uczucia, z wyjątkiem skruchy. Spojrzenie jego było spojrzeniem upadłego anioła, który wiecznie pragnie wojny. Rastignac spuścił oczy, przyjmując to zbrodnicze powinowactwo jako pokutę za swoje złe myśli.
— Kto mnie zdradził? rzekł Collin, wiodąc straszliwem okiem po zebranych i zatrzymując je na pannie Michonneau.
— To ty, rzekł, stara wiedźmo! Ty przyprawiłaś mnie o sztuczne uderzenie krwi, ty... szpiegu!.. Wystarczyłoby mi powiedzieć dwa słowa, aby ci ukręcono szyję w ciągu tygodnia. Przebaczam ci, jestem chrześcijaninem. Zresztą, to nie ty mnie sprzedałaś. Ale kto? — Ha, ha! szukacie tam na górze, wykrzyknął słysząc jak urzędnicy policji otwierają szafy i zagarniają rzeczy. Niema już ptaszków w gnieździe, odfrunęły wczoraj. Moje księgi handlowe są tu, rzekł uderzając się w czoło, Wiem teraz, kto mnie zdradził. To nikt inny, tylko ten łotr Jedwabny. — Nieprawdaż, ojcze łapaczu? rzekł do naczelnika policji. Zanadto dobrze się to zgadza z pobytem banknotów na górze. Figa z makiem, moje kochane szpieguny. Co do Jedwabnego, ten znajdzie się pod ziemią w ciągu dwóch tygodni, choćby go nawet strzegła cała wasza żandarmerja. — Ileście jej dali, tej Miszonecie? rzekł, zwracając się do urzędników, jakieś tysiąc talarów! Więcej byłem wart jeszcze, ty przegniła Ninon, ty Pompadour w łachmanach, Wenero z ko-