Strona:PL Boy - Antologia literatury francuskiej.djvu/337

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mogą się przydać tym, którzy podejmą opis mego żywota“.
Marszałkowa. W istocie pocieszna historja.
Krudeli. Dla mnie, pani marszałkowo; ale, co się pani tyczy, pani Bóg nie zna się na żartach.
Marszałkowa. Ma pan słuszność.
Krudeli. Pani marszałkowo, łatwo zgrzeszyć ciężko przeciw waszemu Prawu.
Marszałkowa. Przyznaję...
Krudeli. Czy skaże pani na potępienie Sokratesa, Focjona, Katona, Trajana, Marka Aurelego?
Marszałkowa. Ależ fe! jedynie dzikie bestje zdolne są myśleć coś podobnego. Święty Paweł powiada, iż każdy będzie sądzony wedle prawa które znał, i święty Paweł ma słuszność.
Krudeli. A wedle jakiego prawa będzie sądzony człowiek niewierzący?
Marszałkowa. Pańska sprawa ma się nieco inaczej. Jesteś jednym z owych wyklętych mieszkańców Korozain i Betsaidy, zamykających oczy na światło i zatykających uszy aby nie słyszeć głosu prawdy, który do nich mówi...
Krudeli. Opowiedziałem pani przed chwilą anegdotę, miałbym ochotę opowiedzieć jeszcze bajeczkę. Młody Meksykanin... Ale pan marszałek...
Marszałkowa. Poślę dowiedzieć się, czy można z nim mówić. I cóż młody Meksykanin?
Krudeli. Znużony pracą, przechadzał się, jednego dnia, nad brzegiem morza. Widzi deskę, która kąpie się jednym końcem w fali, podczas gdy drugi spoczywa na brzegu. Siada na tej desce, i, topiąc spojrzenia w bezkresnej przestrzeni, która się przed nim roztacza, tak myśli: „Ani chybi, babcia moja bajdurzy, kiedy prawi o jakichś mieszkańcach, którzy, niewiadomo już kiedy, przybyli tutaj, niewiadomo skąd, het, z kraju za morzami. To nie ma żadnego sensu: żali nie widzę, jak morze spływa się z niebem? I mogęż wierzyć, wbrew świa-