Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 04.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zakłócać harmonji swoją osobą, która niezawsze odpowiada ogólnemu nastrojowi. Co prawda, cały dzień ma zwykłe zajęty, szarą godziną zaś, w lecie szczególniej, lubi, otworzywszy okna swego mieszkania, przysłuchiwać się zgóry płynącym odgłosom wesela i chodzić po swem wielkiem a pustem mieszkaniu.
Gdy na górze ciszej, wówczas wychyla głowę przez okno, nasłuchując, czy, Boże broń! nie zdarzyło się jakie nieszczęście. Gdy śmiechy znowu się odezwą, cofa się i znowu rozpoczyna swoją wiekuistą wędrówkę:
Raz!... dwa!... Raz!... dwa!...
Upływa szara godzina, zapada noc, na niebie ukazują się gwiazdy, a wówczas do uszu samotnego odludka płyną słowa pieśni Zosinej:

Śpij, Ludwisiu, już,
Czarne oczka zmruż...
Patrzaj, deszczyk pada tam,
Piesek szczeka, grozi nam;
W sieni dziad wyciąga rękę,
Pies rozerwał mu sukienkę...
Biedaka broni stróż...
Śpij, Ludwisiu, już!

Taktowi pieśni odpowiadają na dole kroki Lachowicza, a na górze miarowy łoskot biegunów kołyski:
Raz! dwa!... Raz! dwa!...


KONIEC