Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 01.djvu/061

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja zaraz mówiłem, że to nic! — odezwał się chory.
— O, nic!... — powtórzyła pani, ściskając jego spotniałe ręce. — Wiem przecie, że krwotok może być z żołądka, albo z nosa. U ciebie pewnie z nosa... Tyś taki tęgi, potrzebujesz ruchu, a ciągle siedzisz... Prawda, panie doktorze, że on potrzebuje ruchu?...
— Tak! tak!... Ruch jest wogóle potrzebny, ale małżonek pani musi parę dni poleżyć. Czy może wyjechać na wieś?
— Nie może... — szepnęła pani ze smutkiem.
— No — to nic! Więc zostanie w Warszawie. Ja będę go odwiedzał, a tymczasem — niech sobie poleży i odpocznie.
Gdyby się zaś krwotok powtórzył... — dodał lekarz.
— To co, panie? — spytała żona, blednąc jak wosk.
— No, to nic. Mąż pani wypocznie, tam się zasklepi...
— Tam... w nosie? — mówiła pani, składając przed doktorem ręce.
— Tak... w nosie! Rozumie się. Niech pani uspokoi się, a resztę zdać na Boga. Dobranoc.
Słowa doktora tak uspokoiły panią, że po trwodze, jaką przechodziła od kilku godzin, zrobiło się jej prawie wesoło.
— No, i cóż to tak wielkiego! — rzekła, trochę śmiejąc się, a trochę popłakując.
Uklękła przy łóżku chorego i zaczęła całować go po rękach.
— Cóż tak wielkiego! — powtórzył pan cicho i uśmiechnął się. — Ile to krwi na wojnie z człowieka upływa, a jednak jest potem zdrów!...
— Już tylko nic nie mów — prosiła go pani.
Na dworze zaczęło świtać. W lecie, jak wiadomo, noce są bardzo krótkie.
Choroba przeciągnęła się znacznie dłużej niż myślano. Mąż nie chodził już do biura, co mu tem mniej robiło kłopotu, że jako urzędnik najemny, nie potrzebował brać urlopu, a mógł wrócić, kiedyby mu się podobało i — o ile znalazłby