Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jedź tera Kuba do miasta po trumnę, ino wnet! — odezwał się Grzyb do parobka, gdy postawili kosz niedaleko obory.
Parobek odszedł, Grzyb zwrócił się do Ślimaka, ale siwa głowa trzęsła mu się i niespokojnie biegały żółtawe oczy.
— Moja wina — rzekł, uderzając się w piersi. — Moja wina!... I co... jeszcze się gniewata?...
— Niechże wam Bóg da wszystko najlepsze, iżeście mnie w takiej zgryzocie nawiedzili — odparł Ślimak i nisko mu się ukłonił.
Staremu chłopu podobała się ta pokora. Schwycił Ślimaka za rękę i mówił nieco życzliwszym tonem:
— Jo woma godom: moja wina! bo tak mi kazał dobrodziej. To też pierwszy do was przyszedem, chociem stary, i godam: moja wina! Ale też i wy, kumie (czego nie wymawiam), tęgoście mi dokuczyli.
— Wybaczcie mi wszyćko, com ino komu zrobił złego — rzekł Ślimak, schylając się do ramienia Grzybowi — ale, co prawda, już i nie pomnę, w czembym was samych uszkodził?
— Jo przecie do was nie zakładam żadnej pretensji. Zawdy z kolejnikami handlowaliśta beze mnie...
— I tylem zhandlował... — westchnął Ślimak, wskazując na pogorzelisko.
— No, Bóg, nasz Ojciec niebieski, ciężko was spróbował, i dlatego ja mówię: moja wina! Aleście wy też mogli, wtedy przed kościołem, co to nieboszczka fulary se kupiła (wieczne jej odpocznienie!), mogliście choć pukwaterek postawić na szczęście, nie zaś tak hardo odpowiadać mnie staremu...
— Haj!... prawda, żem pyskował niepotrzebnie.
— I z Niemcamiśta się bratali bez potrzeby — pochwycił Grzyb. — Jędrek nawet z nimi pił (pamiętacie, wtedy co zaczęli miejsce na dom wytykać?), a wyśta się z nimi modlili za pan brat...