Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nęło kilka szczap, ogarnął ich taki entuzjazm, że chórem zaczęli śpiewać:

Es braust ein Ruf, wie Donnerhall,
Wie Schwertgeklirr und Wogenprall:
Zum Rhein, zum Rhein, zum deutschen Rhein,
Wer will des Stromes Hüter sein?
Lieb Vaterland, magst ruhig sein,
Lieb Vaterland, magst ruhig sein;
Fest steht und treu die Wacht, die Wacht am Rhein!...
Fest steht und treu die Wacht, die Wacht am Rhein!...


Stasiek zeskoczył ze swej deski. On, tak wrażliwy na melodję, pierwszy raz w życiu usłyszał chór, śpiewany przez kilkanaście męskich głosów. Upojonemu radością i blaskami słońca zdawało się, że marzy. Zapomniał, gdzie jest, zapomniał, czem jest, tylko słuchał — skamieniały z zachwytu.
Po krótkiej pauzie, przerwanej pluskiem i śmiechem, Niemcy zaczęli znowu:

Durch Hundert tausend zuckt es schnell,
Und Aller Augen blitzen hell,
Der Deutsche bieder, fromm und stark,
Beschützt die heil’ge Landes Mark;
Lieb Vaterland, magst ruhig sein,
Lieb Vaterland, magst ruhig sein,
Fest steht und treu die Wacht, die Wacht am Rhein!...
Fest steht und treu die Wacht, die Wacht am Rhein!...


Chłopak nie słyszał wyrazów, nie pojmował melodji, tylko — czuł potęgę ludzkich głosów. Zdawało mu się, że z za pagórka i z za rzeki płyną jakieś fale, które go obejmują niewidzialnemi ramionami, i niby pieszcząc, gwałtem ciągną do siebie. Chciał pobiec ku domowi i zawołać Jędrka, ale nie mógł odwrócić głowy; chciał stać w miejscu, ale coś pchało go naprzód. Zaczął więc iść, jak odurzony, zwolna, prędzej, coraz prędzej, wkońcu zaczął biec i — zniknął za pagórkiem.
A głosy z tamtej strony rzeki wołały: