Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/011

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kręciło od tych zapachów, i już wcale nie mógł podnieść się z kamienia.
— To wy, Owczarzu? — odezwała się Ślimakowa, ledwie poznawszy nieboraka w łachmanach.
— Jużci ja — odpowiedział nędzarz.
— Gadali we wsi, że was zabiło.
— Gorzej mi zrobiło — westchnął Maciek — bo mnie oddali do szpitala. Czemużem ja nie został na miejscu pod wozem? miałbym już pewny nocleg i głodubym nie cierpiał...
Gospodyni zamyśliła się.
— Żeby człowiek wiedział — rzekła po chwili — że nie zamrzesz, to możebyś i u nas został parobkiem?...
Biedak zerwał się z kamienia i przeszedł do chaty, wlokąc za sobą nogę.
— Co mam zamrzeć? — zawołał. — Zęby przecie mam zdrowe i robić mogę za dwu, bylem się trochę odgryzł. Dajcie mi barszczu z chlebem, a ino zjem, urąbię wam bodaj furę drzewa. Potrzymajcie mnie z tydzień na próbę, a wszystkie te góry zaoram. Będę wam służył za stare odzienie i łatane buty, bylem się miał gdzie przytulić na zimę...
Tu Owczarz zamilkł, zdziwiony, że tak dużo nagadał, bo z natury był małomówny. Ślimakowa obejrzała go ze wszystkich stron, nakarmiła, a zobaczywszy, że zjadł miskę barszczu, a drugą kartofli, kazała mu umyć się w rzece. Gdy zaś mąż wrócił wieczorem do domu, przedstawiła Maćka jako parobka, który już drew urąbał i nakarmił bydło.
Ślimak w milczeniu wysłuchał tego, co się stało. A że miał serce pełne litości, więc rzekł po namyśle:
— To se zostań u nas, człowieku. Nam będzie lepiej, tobie będzie lepiej; nam będzie gorzej, tobie będzie gorzej. A jak kiedy, Boże nie daj, całkiem zabraknie chleba w chałupie, to trafisz se tam, gdziebyś trafił i dzisiaj. Wypoczętego każdy prędzej weźmie do roboty.
Takim sposobem dostał się do zagrody nowy mieszkaniec.