Strona:PL Bolesław Prus - Opowiadania wieczorne.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— W całem chrześcijaństwie nie znajdę człowieka, któryby przyjął moje usługi — westchnął magnat.
— Więc idź między jeńców tureckich.
I poszedł Gejza, znacząc za sobą krwawe ślady. Niedaleko pustelni znalazł gromadę Turków, którzy, zakuci w łańcuchy, o głodzie i chłodzie pracowali nad budową zamku dla jednego pana węgierskiego. Gejza zbliżył się do jeńców i zaczepił najbiedniejszego:
— Jam jest Gejza, który was wtrącił w nieszczęście. Daj mi, bracie, twój łańcuch i pozwól zastąpić się w pracy.
Turek spojrzał na niego ze wzgardą i wziął się do roboty.
Gejza spostrzegł w tłumie młodego bimbaszę, z którym znał się kiedyś, i rzekł:
— Jusufie bimbaszo, jesteś człowiek młody i oświecony, nie taki gbur, jak tamten. Więc pozwól mi zastąpić cię w niewoli, a sam wracaj do rodziców, którzy wylewają łzy po tobie...
Ale Jusuf plunął mu w twarz i odszedł za innymi.
Zobaczył to pewien stary derwisz i, ulitowawszy się, powiedział do pokutnika:
— Gejzo, w naszych oczach podlejszy jesteś od psa parszywego. Ale, jeżeli chcesz zmazać winy twoje przed Bogiem, idź do tego oto lasu... Tam tuła się oszalały murzyn, który był katem wezyra, i od roku wzywa cię, abyś do niego przyszedł. Sądzi bowiem, że odzyskałby rozum, gdyby mógł napić się twojej krwi...
Gejzie włosy na głowie powstały i zemdlał z trwogi. Ale, ocknąwszy się, poszedł do lasu, gdzie biegał szalony murzyn, który wciąż wołał ogromnym głosem:
— Gejzo!... Gejzo, gdzie jesteś?...
— Jestem! — odezwał się pokutnik.
Murzyn nadbiegł, dysząc jak wściekły buhaj, a suche gałęzie trzeszczały mu pod nogami jak pod stopą niedźwiedzia. Ledwie spojrzał na Gejzę, zdarł z niego odzież, utopił