Strona:PL Bolesław Prus - Opowiadania wieczorne.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Walże go!... — szepnął śniady człowiek. — To Gejza, który zabił twego ojca...
„Czyńcie dobrze tym, którzy was nienawidzą“ — myślał pobożny Miklos i opuścił ręce.
— Pił krew twojej siostry... wbił na pal brata... Teraz zrabował klasztor i z klejnotami ucieka do Turcji!... — szeptał ten śniady.
— Panie!... ku ratunkowi memu pokwap się... — rzekł Miklos, nie wiedząc, co począć.
Chudy człowiek odskoczył i zawołał:
— Nie gadaj głupstw, ty klasztorny wywłoko, tylko rozbij łeb temu, który wymordował ci całą rodzinę!...
— Miłujcie nieprzyjacioły wasze... — powtarzał Miklos, którego niewielu modlitw nauczono w klasztorze.
Czarno ubrany człowiek zazgrzytał zębami i, ścisnąwszy pięści, rzekł:
— Głupia pało benedyktyńska! cały świat krwawemi łzami zapłacze na niego i na ciebie, jeżeli puścisz go żywym...
Spojrzał z nienawiścią na Miklosa i skrył się między drzewami.
W tej chwili obudził się Gejza. Usiadł, ziewnął, przetarł oczy i, zobaczywszy Miklosa, spytał:
— Ty jesteś przewodnik?
— Ja jestem przewodnik Miklos, jak pan jesteś jaśnie wielmożny Gejza, rabuśnik i morderca...
Magnat zerwał się, ścisnął szablę w ręku i krzyknął:
— Zdaje mi się, że łżesz, chamie! Bo gdybyś był Miklosem, zadławiłbyś mnie, kiedym spał...
— Jestem Miklos, Boży sługa, i spełniam wolę Pana mego, który kazał miłować nieprzyjacioły, a czynić dobrze tym, co nas nienawidzą...
Gejza rozśmiał się.
— Jeżeli tak nakazał ci twój Pan, to powinieneś mnie przeprowadzić żywego i zdrowego przez tę ścieżkę...