Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/507

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Już pani skończyła? — spytał zimno Wokulski.
— Już... Teraz pan zabierze głos?...
— Nie, pani. Zaproponuję, ażebyśmy wracali do domu.
Panią Wąsowską oblał mocny rumieniec.
— Zapozwoleniem — rzekła, biorąc konia za uzdę. — Czy nie myślisz pan, że mówię w ten sposób o pańskiej miłości, ażeby sama wydać się za pana?... Milczysz pan... Otóż mówmy seryo. Była chwila, żeś mi się pan podobał; była i już przeszła. Ale choćby nie przeszła, choćbym miała umrzeć z miłości dla pana, co zapewne nie nastąpi, bo nie straciłam jeszcze ani snu, ani apetytu, nie oddałabym się panu, słyszy pan... choćbyś mi się u nóg włóczył. Nie mogłabym żyć z człowiekiem, który tak kochał inną kobietę, jak pan to robisz. Jestem zadumna. Wierzy mi pan?
— Tak!
— Przypuszczam. Jeżeli więc dziś drasnęłam pana mojemi żartami, to tylko przez życzliwość dla pana. Imponuje mi pańskie szaleństwo, chciałabym, ażebyś był szczęśliwy i dlatego mówię: wyrzuć pan z siebie średniowiecznego trubadura, bo już mamy wiek dziewiętnasty, w którym kobiety są inne niż pan je sobie wyobraża, o czem wiedzą nawet dwudziestoletni chłopcy.
— Jakież są?...
— Ładne, miłe, lubią was wszystkich prowa-