Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/492

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

o czem mówili?... co on im sam odpowiadał, nie wiedział.
Zachodziło słońce, a na niebie pokazały się chmury, kiedy Starski kazał służbie sprzątnąć naczynia, kosze i dywan, a paniom zaproponował powrót.
Siedli do breku w tym samym porządku co pierwiej. Otuliwszy Ewelinę szalami, baron pochylił się do Wokulskiego i szepnął z uśmiechem:
— Jeżeli jeszcze jeden dzień będziesz pan w takim humorze jak dzisiaj, pozawracasz głowy wszystkim paniom.
— Ach, tak!... — odparł Wokulski, wzruszając ramionami.
Usiadł na końcu breka, naprzeciw panny Felicyi, Ochocki umieścił się przy furmanie i ruszyli.
Niebo chmurzyło się, ciemność zapadała coraz szybciej. Na breku pomimo to było bardzo wesoło, dzięki kłótni pani Wąsowskiej z Ochockim, który zapomniał o swoich latawcach i, przełożywszy nogi przez poręcz kozła, odwrócił się do towarzystwa. Nagle, chcąc zapalić papierosa, potarł zapałkę i oświetlił cały brek, najlepiej zaś Starskiego.
W tej chwili Wokulski gwałtownie cofnął się; coś mignęło mu przed oczyma.
— Głupstwo!... — pomyślał — piłem zawiele...
Pani Wąsowska parsknęła króciutkim śmiechem, lecz wnet opanowała się i zaczęła mówić:
— Cóżto za oryginalny sposób siedzenia, pa-