Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/420

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Leci jak burza i sypie iskry?...
— Nie. Jeździ prędko i bierze pasażerów ilu się da.
— O, panie Wokulski!...
— Nie chciałem obrazić pani; sformułowałem tylko to, com słyszał.
Pani Wąsowska przygryzła usta.
Jechali jakiś czas, milcząc.
Po chwili znowu zabrała głos pani Wąsowska.
— Już określiłam sobie pana: pan jesteś pedant. Cowieczór, nie wiem o której, ale zapewne przed dziesiątą, robisz pan rachunki, potem idziesz spać, ale przed spaniem mówisz pacierz, głośno powtarzając: nie pożądaj żony bliźniego twego. Czy tak?...
— Niech pani mówi dalej.
— Nie będę nic mówić, bo mnie już i rozmowa z panem męczy. Ach, ten świat daje nam same zawody!... Kiedy kładziemy pierwszą suknią z trenem, kiedy idziemy na pierwszy bal, kiedy pierwszy raz kochamy — zdaje się nam, że otóż jest coś nowego... Lecz pochwili przekonywamy się, że to już było, albo, że to jest — nic...
Pamiętam, w roku zeszłym w Krymie, jechaliśmy w kilka osób bardzo dziką drogą, po której kiedyś snuli się rozbójnicy. I właśnie gdy rozmawiamy o tem, wysuwa się zpoza skały dwu tatarów... Chwała Bogu! myślę, ci zechcą nas zabić, bo miny mieli okropne, choć bardzo przy-