Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/393

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ski. — Niech pani spróbuje, może dam się przeprosić.
— Dawno pan wyjechał z Paryża? — zapytała wdówka Wokulskiego.
— Jutro będzie tydzień.
— A ja już nie widziałem go cztery miesiące. Kochane miasto...
— Zasławek!... — krzyknął Ochocki i zamachnął batem do ogromnego wystrzału, który mu się jednak nie udał, ponieważ bicz niezbyt szczęśliwie rzucony wtył, zaplątał się między parasolki dam i kapelusze panów.
— Nie, moi państwo — zawołała wdówka — jeżeli chcecie mnie miewać na przejażdżkach, to wiążcie tego człowieka. On jest poprostu niebezpieczny...
Na breku znowu wszczął się hałas, ponieważ Ochocki miał swoje stronnictwo w osobie panny Felicyi, która utrzymywała, że, jak na początkującego, dobrze powozi i że najwytrawniejszym furmanom zdarzają się wypadki.
— Moja Felciu — odparła wdówka — jesteś w tym wieku, że u ciebie każdy będzie dobrym furmanem, kto ma ładne oczy.
— Dopiero dziś będę miał dobry apetyt... — mówił baron do swej narzeczonej. Lecz spostrzegłszy, że mówi zagłośno, począł znowu szeptać.
Znajdowali się już na terytoryum należącem do prezesowej i właśnie Wokulski przypatrywał się