Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/369

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóżto za ceremonia? — spytał ze śmiechem Wokulski.
— Korespondencye od Suzina muszą być szczególnie pilnowane — odparł Rzecki z naciskiem.
Wokulski wzruszył ramionami i przeczytał list. Suzin proponował mu na zimowe miesiące nowy interes, prawie tej samej doniosłości co paryski.
— Cóż ty na to? — zapytał pana Ignacego, objaśniwszy o co chodzi.
— Mój Stachu — odparł subjekt, spuszczając oczy — tak ci ufam, że gdybyś nawet spalił miasto, jeszcze byłbym pewny, że zrobiłeś to w szlachetnym celu.
— Jesteś nieuleczony marzyciel, mój stary! — westchnął Wokulski i przerwał rozmowę. Nie miał wątpliwości, że Ignacy znowu posądza go o jakieś polityczne knowania.
Nie sam Rzecki myślał w taki sposób. Wstąpiwszy do swego mieszkania Wokulski, znalazł całą pakę biletów wizytowych i listów. Przez czas nieobecności odwiedziło go około setki ludzi wpływowych, utytułowanych i majętnych, z których conajmniej połowy dotychczas nie znał... Jeszcze większą osobliwość stanowiły listy. Były to prośby bądź o wsparcie, bądź o protekcyą do rozmaitych władz cywilnych i wojskowych, lub też anonimy ponajwiększej części wymyślające mu... Jeden nazywał go zdrajcą, inny fagasem, który tak wprawił się do służby u Hopfera, że dziś dobrowolnie