Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/287

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

części były to reklamy kupców, fryzyerów, dentystów, prośby o wsparcie, propozycye wyjawienia jakichś tajemnic, jedna odezwa od armii zbawienia.
Z całego mnóstwa tych korespondencyj, uderzyła Wokulskiego następna: „Osoba młoda, elegancka i przystojna, pragnie zwiedzać z panem Paryż na wspólny koszt. Odpowiedź złożyć u szwajcara hotelu“.
— Oryginalne miasto! — mruknął Wokulski.
Drugi, jeszcze ciekawszy list pochodził od owej baronowej... która od trzeciej miała czekać na schadzkę w czytelni.
— To jeszcze pół godziny...
Zadzwonił i kazał przynieść do numeru śniadanie. W kilka minut podano mu szynkę, jaja, befsztyk, jakąś nieznaną rybę, kilka butelek rozmaitych trunków i maszynkę kawy czarnej. Jadł z wilczym apetytem, pił niegorzej, wreszcie kazał Milerowi zaprowadzić się do owej sali przyjęć.
Służący wyszedł z nim na kurytarz, dotknął dzwonka, coś powiedział przez tubę i wprowadził Wokulskiego do windy. W minutę później Wokulski był na pierwszem piętrze, a gdy opuszczał windę, zastąpił mu drogę jakiś dystyngowany pan, z niedużemi wąsami, we fraku i białym krawacie.
— Jumart... — odezwał się ten pan z ukłonem.
Poszli kilkanaście kroków kurytarzem i Jumart otworzył drzwi wspaniałego salonu. Wokulski o mało