Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ona niemi umie patrzeć!... Przysięgam, że gdybym był Wokulskim, oświadczyłbym się jej na poczekaniu. Z męża już pewnie niema nawet kosteczki, jeżeli nie pisał przez dwa lata Wreszcie, od czego są rozwody?... naco Stach ma taki majątek?...
Znowu skrzypnęły drzwi i ukazała się w nich może dwunastoletnia dziewczynka, w pasterce na głowie i z paczką kajetów w ręce. Byłoto dziecko z twarzą rumianą i pełną, lecz nie zdradzającą zbyt wielkiej inteligencyi. Ukłoniła się nam, ukłoniła się pani Stawskiej i jej matce, ucałowała w oba policzki małą Helenkę i wyszła, oczywiście do domu. Następnie wróciła się z kuchni i zarumieniona powyżej oczu, spytała pani Stawskiej.
— Pojutrze o której mogę przyjść?
— Pojutrze, kochanko... Przyjdź o czwartej — odpowiedziała pani Stawska również zmieszana.
Gdy dziewczynka ostatecznie wyszła, matka pani Stawskiej odezwała się niezadowolonym tonem:
— I to nazywa się lekcya, Boże odpuść!... Helenka pracuje z nią przynajmniej półtory godziny i za taką lekcyą bierze 40 groszy...
— Mateczko! — przerwała pani Stawska, błagalnie patrząc na nią.
(Gdybym był Wokulskim, jużbym z nią wracał od ślubu. Coto za kobieta!... co za rysy... co za gra fizyonomii... W życiu nie widziałem nic