Przejdź do zawartości

Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

plam ze swego surduta. Popatrzyliśmy sobie — mówię w oczy. Magenta... Rok 1859-ty... Eh! Boże miłosierny...
— Powiedz pan — rzekłem — jakto was przyjmowali włosi, w wigilią bitwy pod Magentą?
Ubogi eks obywatel siadł na wydartym fotelu i mówił:
— W r. 1859-tym, panie Rzecki... Zdaje mi się, że mam honor...
— Tak, panie, jestem Rzecki, porucznik, panie, węgierskiej piechoty, panie...
Znowu popatrzyliśmy sobie w oczy. Eh! Boże miłosierny...
— Mów pan dalej, panie szlachcicu — rzekłem, ściskając go za rękę.
— W r. 1859-tym — prawił eks-obywatel — byłem o dziewiętnaście lat młodszy, niż dziś i miałem z dziesięć tysięcy rubli rocznie... Na owe czasy! panie Rzecki... Coprawda, brało się nietylko procent, ale i coś z kapitału. Więc, jak przyszło uwłaszczenie...
— No — rzekłem — chłopi są także ludźmi, panie...
— Wirski — wtrącił rządca.
— Panie Wirski — rzekłem — chłopi...
— Wszystko mi jedno — przerwał — czem są chłopi. Dość, że w r. 1859-tym, miałem z dziesięć tysięcy rubli dochodu (łącznie z pożyczkami) i byłem we Włoszech. Ciekawy byłem, jak wygląda