Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie bądźże ty głupi i zajdź kiedy do Hopfera. Stary ma duże pieniądze.
— A pocóż ja mam do niego chodzić?... — odparł. — Byłem już chyba dosyć...
Przy tych wyrazach wstrząsnął się.
— Poto masz chodzić, że Kasia jest w tobie zakochana — rzekłem.
— Dajże mi pokój z Kasią!... — przerwał. — Dziewczyna dobra z kośćmi, nieraz ukradkiem przyszywała mi oberwany guzik do paltota, albo podrzucała mi kwiatek na okno, ale ona nie dla mnie, ja nie dla niej.
— Gołąbek, nie dziecko!... — wtrąciłem.
— W tem całe nieszczęście, bo ja nie jestem gołąbek. Mnie przywiązać mogłaby taka tylko kobieta, jak ja sam. A takiej jeszczem nie spotkał.
(Spotkał taką w szesnaście lat później i dalibóg, że nie ma się czem cieszyć!)...
Powoli Kasia przestała bywać w sklepie, a natomiast stary Hopfer złożył wizytę obojgu państwu Janom Minclom. Musiał im coś mówić o Stachu, gdyż na drugi dzień zbiegła na dół pani Małgorzata Minclowa i dalejże do mnie z pretensyami:
— Cóżto za lokatora ma pan Ignacy, za którym panny szaleją?... Cóżto za jakiś Wokulski?... Jasiu — zwróciła się do męża — dlaczego ten pan u nas nie był?... My go musimy wyswatać, Jasiu... Niech on zaraz przyjdzie na górę...