Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tymczasem w przedpokoju żydzi rozpoczęli formalną kłótnią z panną Florentyną. Oświadczyli, że nie ruszą się, dopóki nie dostaną pieniędzy, że panna hrabianka dała wczoraj słowo... A gdy Mikołaj otworzył im drzwi do sieni, poczęli mu wymyślać:
— To jest rozbój!... to oszustwo!... Pieniądze państwo umieją brać i wtedy umieją gadać: mój kochany panie Dawid!... Ale jak przyjdzie...
— A to co znaczy? — odezwał się w tej chwili nowy głos.
Żydzi umilkli.
— Co to jest?... Co pan tu robisz, panie Szpigelman?...
Panna Izabela poznała głos Wokulskiego.
— Ja nic... Padam do nóg wielmożnego pana... My tylko za interesem do pana hrabi... — tłomaczył się zupełnie innym tonem, przed chwilą hałaśliwy Szpigelman.
— Kazali nam państwo dziś przyjść po pieniądze... — wtrącił inny żyd.
— Właśnie panna hrabianka wczoraj dała słowo, że będziemy dziś spłaceni wszyscy i co do grosza...
— Będziecie — przerwał Wokulski. — Jestem pełnomocnikiem pana Łęckiego i dziś, o szóstej, załatwię z wami rachunki w moim kantorze.
— Nic nagłego... Poco się wielmożny pan ma tak śpieszyć?... — odparł Szpigelman.
— Proszę przyjść o szóstej do mnie, a Miko-