Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 03.djvu/065

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jakim sposobem?
— Niech wasza świątobliwość pozwoli nam i pomoże wykopać kanał, któryby połączył morze Śródziemne z morzem Czerwonem...
Faraon zerwał się z fotelu.
— Żartujesz, stary człowieku?... — zawołał. — Któż taką pracę wykona i kto chciałby narazić Egipt?... Przecie morze zalałoby nas...
— Jakie morze?... Bo chyba ani Czerwone, ani Śródziemne — spokojnie odparł Hiram. — Ja wiem, że egipscy kapłani-inżynierowie badali ten interes i wyrachowali, że to jest bardzo dobry interes, najlepszy w świecie... Tylko... oni sami wolą go zrobić, a raczej nie chcą, ażeby zrobił to faraon.
— Gdzie masz dowody? — spytał Ramzes.
— Ja nie mam dowodów, ale ja przyszlę waszej świątobliwości takiego kapłana, który całą sprawę objaśni planami i rachunkiem...
— Kto jest ten kapłan?...
Hiram zamyślił się i rzekł po chwili:
— Czy mam obietnicę waszej świątobliwości, że o nim nikt nie będzie wiedział, oprócz nas?... On wam, panie mój, większe odda usługi, aniżeli ja sam... On zna dużo tajemnic i... dużo niegodziwości kapłańskich...
— Przyrzekam — odparł faraon.
— Ten kapłan to jest Samentu... On służy w świątyni Seta pod Memfisem... On jest wielkim mędrcem, tylko... potrzebuje pieniędzy i jest bardzo ambitny... A ponieważ arcykapłani poniżają go, więc on mi powiedział, że gdy wasza świątobliwość zechce, to on... to on obali stan kapłański... Bo on wie dużo sekretów... O dużo!...
Ramzes głęboko zamyślił się. Zrozumiał, że ten kapłan jest wielkim zdrajcą, ale i oceniał, jak ważne może mu oddać usługi.
— Owszem — rzekł faraon — pomyślę o tym Samentu.