Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 03.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kła z gniewem panna Papuzińska do wystraszonego członka Siekierzyńskiej.
— Regulamin zabrania.
— Co mi tam jakiś niedorzeczny regulamin, przez który zniszczyłam nowe rękawiczki...
— Członek Siekierzyńska — wtrąciła z mocą panna Howard — zasługuje na pochwałę, złożyła bowiem dowód, że zaczynamy uczyć się porządku...
Kilka panien roześmiało się, inne uczestniczki zaprotestowały.
— Ależ pani swojem pojęciem o porządku przerobi nas na gromadę pomywaczek!... — zawołała pani Kanarkiewiczowa.
Tymczasem gospodyni przykręciła lampę, ale uczestniczki zaczęły się rozchodzić.
— Za pozwoleniem — odezwała się skromnie panna Czerwińska — jakże będzie z naszemi pracownicami? Bo już na przyszły tydzień nie mamy dla nich ani na żywność, ani na dzienną płacę.
— Cóż wielkiego — odparła panna Howard. — Na żywność wychodzi dwa ruble dziennie, a na płacę trzy. Złóżmy zaraz, co która może, a resztę zbierzemy w ciągu tygodnia, u znajomych. Oto pięć rubli... Przecież kiedyś zaczną kupować kaftaniki.
Panna Howard położyła na stole papierek, inne uczestniczki z rezygnacją zaczęły sięgać do portmonetek, albo szeptać gospodyni:
— Ja przyszlę jutro rubla...
— Ja przyniosę pięć złotych we środę...
Niektóre kładły na stole złotówki; było jednak widoczne, że ciężko rozstawać się im nawet i z tym małym grosikiem.
Ada nieśmiało zbliżyła się do panny Howard i, zarumieniona, coś szepnęła jej do ucha.
— Niech członek Solska mówi głośno — zawołała panna Howard. — Moje panie, możecie cofnąć składki, ponieważ