Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Boże! Boże!...
„Czy ja co złego mówiłam? — myślała przerażona Madzia. — O, ja jestem strasznie...“
Kareta zatrzymała się przed domem. Kiedy, wchodząc na oświetlone schody, Madzia spojrzała na panią Latter, zdawało jej się, że twarz przełożonej jest wyrzeźbiona z drewna, taka była zimna i obojętna. Tylko oczy były większe niż zwykle.
„Musiałam powiedzieć straszne głupstwo... O, ja jestem nikczemna!“ — mówiła do siebie Madzia.