Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— W takim razie musicie jechać ze mną do generał-gubernatora i przed nim się wytłomaczyć...
— No, a co teraz?... — spytał przerażony nadziratiel pisarza.
— Rozkaz wyraźny — odpowiedział pisarz. — Trzeba oddać więźnia.
Nadziratiel zadzwonił, a gdy ukazał się jeden z więziennych dozorców, kazał przyprowadzić Chrzanowskiego.
— Tylko niech weźmie czapkę i palto — rzekł nadziratiel, a zwróciwszy się do oficera, poprosił o pokwitowanie.
— Nie mam jeszcze więźnia — odpowiedział oficer.
Nadziratiel potrząsnął głową i popatrzył na pisarza.
— Was, Aleksiej Kiryłowicz, przeniosą z linji do żandarmów... Wy bardzo rozważni!...
Zamiast odpowiedzieć, oficer zapytał:
— Iwanie Piotrowiczu, czy nie moglibyście pożyczyć mi jakiej szyneli i furażerki?... To będzie najlepsza eskorta.
— Z wielkimi zadowoleniem!... — odpowiedział nadziratiel. — Wyszedł do drugiego pokoju i niebawem przyniósł żądane ubranie. Jednocześnie drzwiami od korytarza wszedł Chrzanowski. Na widok oficera zrobił jakiś ruch, ale Popow zwrócił się do niego:
— Wasze nazwisko?...
— Chrzanowski.
— Imię i otczestwo?...
— Wacław Ludwikowicz.
— Gdzie aresztowany?...
— Zajączkowski porwał mnie tutaj...
Oficer machnął ręką.
— Widzę, że ten sam... Dajcie pokwitować...
Nadziratiel potrząsnął głową, patrząc na pisarza. Był zachwycony energją i przytomnością oficera.
Popow podpisał kwit z odbioru Chrzanowskiego i rzekł:
— Przygotujcie kwit, gdy odwiozę aresztanta.