Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

swojem chodzeniu?...“ A ja powiadam: ze złotówkę bez dzień. „A chcecie — on powiada — zarabiać z purubla na dzień?“ Juści, żebym chciał — ja rzekę. „A to przystańcie do partyi.“ A cóż ja w partyi zrobię? — pytam. „A będziecie — on mówi — chodzący po proszonemu, wypatrywać, gdzie są strażniki i kozaki, i donosić partyjnym, co siedzą w lesie. A czasem przyniesiecie jaki list, albo paczuszkę...“ A jak me strażniki złapią i powieszą?... — ja się pytam. — Zaś on: „A cóż to w niebie zrobi się dziura, jak jednego dziada powieszą?...“ No i takim sposobem przystałem do partyi i już niejeden raz ostrzegłem ich...
— A wiecie wy, za co się partje biją... — zapytał Świrski.
— Wim. Za to, żeby pańskie grunta były podzielone i żeby nie było fabrykantów, ino same robotniki i jeszcze jak komu urwie rękę, żeby mu zapłacili, ile się patrzy.
Zbliżyli się do wsi. Kaleka zostawił Świrskiego w krzakach przydrożnych, a sam wyszedł na zwiady. W pół godziny Kazimierz usłyszał skrzypienie sanek i okrzyk: heta!... wiśta!... a gdy podróżni zbliżyli się, poznał kalekę obok furmana na koźle, a w siedzeniu dojrzał rozpierającego się jegomościa w urzędowym płaszczu. Kaleka gwizdnął, sanki stanęły, a Świrski zbliżył się do nich, zapytując w duchu: co tu robi figura urzędowa?
— Hej!... kto tu od Zajączkowskiego?... — zawołał jegomość w płaszczu.
Kazimierz poznał głos, zbliżył się jeszcze bardziej i rzekł:
— Jeżeli się nie mylę, pan Vogel?...
— A to pan Świrski?... — rzekł półgłosem jegomość i dodał ciszej: — Nie Vogel, tylko Altman...
— Więc już i nie Iwanow?... — uśmiechnął się Kazimierz.
— Mówili, że pan siedzisz u rodziców Linowskiego — rzekł kwaśnym tonem Altman. — Ten znowu przewodnik opowiada, że idziesz od Zajączkowskiego?...