Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A o matce naszej... o kochanej Polsce nic?... — odezwał się Litwin tonem żalu.
— Kiedy proletarjat będzie wolny, uwolni i Polskę — rzekł mówca.
— Bo też Polska jest największy proletarjusz... — dorzucił jego sąsiad.
— Kto tam tego doczeka!... — wtrącił inny głos.
— Kto?... — zawołał młody mówca... — Mogę was zapewnić towarzysze, że zanim rok upłynie, nastąpią zmiany, które wynagrodzą nam wszystkie cierpienia... I dlatego działajmy i żyjmy jak najbardziej honorowo, ażebyśmy mieli prawo rzec burżujom: skoro my, w nędzy i niebezpieczeństwie, mogliśmy być uczciwymi, to wy, w spokoju i dostatkach, powinniście postępować równie uczciwie i ponosić niewielkie ofiary dla publicznego dobra... My, proletarjusze, nauczyliśmy was cnoty i obowiązku, wy, kapitaliści, musicie nas naśladować...
Kilku słuchaczy potakiwało mówcy, inni milczeli. Świrski przypomniał sobie, że już nieraz słyszał podobne, słowo w słowo, teorje i nadzieje, a nawet sam je wygłaszał; dziś jednak wydały mu się mniej pewnemi. To też pochylił się do Litwina i ostrożnie szepnął:
— Nie wiem, czy w ciągu roku dokonają się te zmiany!..
— Ale, jeżeli ma być tak źle, jak było, to lepiej zginąć... — odparł Litwin.
Herbata ugotowała się i zaczęto ją rozdawać. Świrski dostał spory kubek i kawał chleba ze słoniną. Kubek był brudny, herbata mętna i niesłodka, chleb czerstwy; pomyślał jednak, że dawno nie smakowało mu śniadanie, jak dzisiaj.
W ciągu dnia zapoznał się z wieloma partyzantami i zaczął odgadywać stosunki w partji. Zrozumiał, że istnieje kilka stronnictw, a przedewszystkiem bardzo nieliczni patrjoci i mnodzy socjaliści. Z drugiej zaś strony, obok garstki ludzi, przesiąkniętych duchem rycerskim i gotowych oddać życie za