Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łują pruscy ajenci, ażeby albo zagarnąć nasz kraj pod niemieckie panowanie, albo przynajmniej zrujnować nas ekonomicznie i politycznie... Resztę sam sobie dopowiedz...

Po wyjeździe Wilczka panna Jadwiga poszła do kuchni, skąd niebawem przybiegła zmieszana.
— Czy i do nas wpadł jaki oddział?... — zapytał Świrski z uśmiechem.
— A czy pan wie, że ten niby biedny chłopiec, ten Stasiek, uciekł?...
— I może ukradł co... — dorzucił Świrski.
— Gorzej, bo wypytywał naszych parobków: ilu jest mężczyzn w domu?... ile broni?... czy u nas nocują gajowi?... Ale co najgorsze — szeptała Jadwiga — że nasza męska służba nic nam o tem nie wspomniała i — może nawet ułatwiła ucieczkę temu nicponiowi... który... niech pan tylko słucha... który częstował ich wódką!... Ten biedny żebrak... ten przygarnięty przez nas głodomór miał ze sobą wódkę!... Szczerze mówiąc, obawiam się, czy to nie był szpieg jakich zbójców i czy nas nie napadną?... To samo myśli i Rózia.
— W takim razie... może pozwolą mi panie... nocować w kancelarji pana Linowskiego?... — rzekł zarumieniony Świrski.
Panna Jadwiga udała się na naradę do Linowskiej i wkrótce powróciła, donosząc Kazimierzowi, iż panie zgadzają się na jego projekt. Na dobranoc powiedziała mu kompliment:
— Wie pan, pan jest młody, a przecież my obie z panią Linowską czujemy się bezpieczniejszemi, kiedy pan jest na dole... Pan nie opuściłby nas...
— Wolałbym zginąć, aniżeli w niebezpieczeństwie opuścić panią... i panią Linowską, której mam obowiązek zastąpić syna — dodał szybko.
Zanim położył się spać, Świrski poszedł do kuchni, w celu