Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Sny miał bezładne i niespokojne. Marzył, że kłóci się z kimś, że się mocuje, że biegnie gdzieś na wyścigi... To znowu, że jedzie na rozhukanym koniu, który nagle stał się — wołem i wśród ciemności pędził czy też spadał na złamanie karku... Jazda na rozpędzonym wole, co za pomysły!... Kazimierz obudził się zmęczony, z ciężką głową i nieokreślonemi pretensjami do całego świata. Poprosił służącej, ażeby herbatę przyniosła mu do pokoju, wypił kilka szklanek, a potem — przeglądał mapy lasów, należących do Żelaznej Huty, i mapy gubernji. Zatopiony w rysunkach, z przyjemnością wyobrażał sobie gościńce, wsie, ogrody, wzgórza, zarośla... Ale — już nie widział wojsk, odzianych w szaraczkowe uniformy z różnokolorowemi lampasami i epoletami, poprostu — nie miał ochoty wyobrażać ich sobie. Zato od czasu do czasu na tle map ukazywały się rozmarzone oczy panny Jadwigi, albo ponura twarz praktykanta, który gardził narodowością i narodowem wojskiem.
Około południa Świrski zeszedł na dół, do pokoju Linowskiego, i spotkał tam pannę Jadwigę, która, podniósłszy do góry paluszek, rzekła z miną tajemniczą:
— Mieliśmy wczoraj gościa na Wigilji i na noclegu...
— Czy nie jaki socjalista?...
W oczach Jadwigi na chwilę błysnęło zdziwienie, mówiła jednak dalej:
— Kto wie, czy pan nie zgadł?... Późnym wieczorem przyszedł do naszej służby podróżny, niby kaleka, obdarty... i prosił, ażeby, nie mówiąc państwu, przenocowali go... No i czy pan da wiarę, że służba zgodziła się i gdyby nie Rózia, która mnie bardzo lubi i nic nie ukrywa przede mną, nawet nie wiedzielibyśmy o tem...
— Czy to raz nocuje ktoś u parobków, nie meldując się państwu! — wtrącił Kazimierz.
— Bywa tak, ale niech pan posłucha dalej... — ciągnęła podnieconym tonem. — Ten niby podróżny namawiał naszych