Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mówiąc to, Władek wywijał pięściami, oczy iskrzyły mu się, a twarz silnie poczerwieniała.
— I tybyś poszedł?... — spytała Linowska, splatając ręce.
— Ja?... — zdziwił się Władek. — Przecież gdybym nie poszedł, mamusia sama wyparłaby mnie się, a tatko chyba plunąłby mi w oczy...
— Mój Boże!... mój Boże!... — szeptała Linowska. — Jakie szczęście, że nie będzie tej waszej rewolucji... Proszę cię, nie myśl o głupstwach... Zosi i dzieciom posyłam dwa pierniki i trochę makagig... Pamiętaj, powiedz im, że to mojej roboty... Sewerynowi daję trzy butelki miodu i dwie nalewki wiśniowej, pięcioletniej... Tylko ojciec niech żadnego trunku nie bierze do ust... Dębowski jak najsurowiej zakazał... O, ojca bardzo pilnuj, ażeby nie męczył się, nie zaziębił, dużo sypiał, na noc niewiele jadał...
Ciepło odziane i ciężko stąpające dziewuchy znowu weszły do pokoju, niosąc butelki i paczki z rozmaitemi śpiżarnianemi produktami.
— Zostawcie to, ułożę sama... — rzekła pani Linowska. — Biedny ten Świrski, jeżeli go już ściga policja... Gdyby tak ciebie... o Jezu!... nie pozwoliłabym ci jechać...
— Więc wolałaby mamusia, ażeby mnie w domu aresztowali?...
— Nie gadaj głupstw, proszę cię... Naturalnie, że wkońcu wysłałabym cię do Grudy, ze względu na bliskość Galicji; ale pojechałbyś z jakim chłopem i przebrałabym cię za dziewczynę...
— Co też mamusia mówi!... — oburzył się Władek. — Ja za dziewczynę!... Piękna dziewczyna z brauningiem i stoma nabojami... Jakbym zaczął do nich kropić!...
— W imię Ojca i Syna... — przeżegnała się Linowska. — Władek, co ty pleciesz? Czy ty nie wiesz, co robią takim, którzy do policji strzelają?... Władek!... Wolałbyś odrazu zabić mnie i ojca... Boże miłosierny, ten Jędrzejczak może zo-