Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i wypełnione. Obok domu stała oddzielnie kuchnia, a zarazem mieszkanie służby.
Nareszcie dom państwa podleśnych był tak wielki, że mieścił na górze i na dole z dziesięć pokoi, wygodnych i umeblowanych przyzwoicie, choć poprostu.
— Mój drogi — rzekł Świrski — ależ wy jesteście ludzie zamożni!...
— Choć mój ojciec bierze niewielką pensję? — zapytał Władek, rumieniąc się. — Widzisz, jest tak. Naprzód od zarządu dostaliśmy trzydzieści morgów, prawo zbierania płodów leśnych i trzymania takiej menażerji, jaka nam się podoba... Następnie matka moja wniosła ojcu pięć tysięcy rubli posagu, który, coprawda, został nietknięty do dziś dnia. Ale najważniejsze to, że matka jest znakomitą gospodynią... Przecie do nas już od sześciu lat zjeżdżają się na naukę gospodarstwa wiejskie panienki... takie sobie skromne: córki rządców, dzierżawców i mniej zamożnych dziedziców... W tym roku mieszka ich u nas cztery, tylko wyjechały na święta... No i płacą matusi... niewiele, ale płacą...
I w dalszym ciągu zaczął pokazywać Świrskiemu rozmaite urządzenia wewnętrzne. Więc dwa pokoiki, zajęte przez panny, gdzie stała spora szafka książek, maszyna do szycia, krosna, kołowrotek... Potem zaprowadził go do wielkiej izby za kuchnią, gdzie były przęśnice i warsztat tkacki. Tu dziewczęta z sąsiedniej wsi uczyły się bezpłatnie szyć i tkać, a także czytania, pisania i najłatwiejszych rachunków.
— A czego się uczą panienki?... — zapytał Świrski.
— Wszystkiego: tkactwa, przędzenia, szycia, gotowania, hodowli wszelkiego zwierza domowego, które beczy, ryczy, chrząka, gdacze i kwacze, a nareszcie chodzenia około ogrodu i pasieki...
— Bój się Boga, na cóż im tyle wiadomości?... — zawołał Świrski.