Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dla celów politycznych, a później... że to wy spełniacie zabójstwa polityczne... Mój Władek i zabójstwa... Boże miłosierny!...
— No, ale chyba teraz czuje się pan lepiej?... — zapytał podleśnego Świrski, spostrzegłszy zmianę w jego twarzy. Z oczu zniknął obłęd, z ust uciekł smutek.
— Bo ja jestem naprawdę zdrów i... pan mnie wyleczyłeś... Bo tylko zastanów się, co działo się we mnie i ze mną, kiedym pomyślał (a myśl ta nie opuszczała mnie od nieszczęsnego spotkania!), że mój Władek jest albo rabusiem, albo czemś w rodzaju sztyletnika?... Czy pan wiesz, że w sześćdziesiątym trzecim roku, jeżeli o kimś w oddziale dowiedziano się, że był sztyletnikiem, to go wypędzali koledzy, powstańcy?... A przecie większość ich to byli prości ludzie... swego chowu... Mój syn sztyletnik!... W łeb strzeliłbym sobie, gdybym się o tem przekonał!...
Była już trzecia po północy, kiedy do pokoju chorego weszła Jadwiga, a za nią pani Linowska. Obie spostrzegły w pacjencie korzystną zmianę, a panienka zawołała:
— A co?... nie mówiłam, że brom pomoże?...
— To nie wasze mikstury, panno Jadziu... to nasza kochana Matka Boska cud sprawiła... — rzekła podleśna.
— Wszyscyście pomogli... — odezwał się Linowski. — Niech wszystkim Bóg zapłaci... A bodaj czy nie najbardziej uspokoił mnie ten oto kochany pan Świrski...
I mocno uścisnął go za rękę. Ale po ustach pani Linowskiej przemknął nieznacznie gorzki uśmiech.
Teraz dopiero Świrski uczuł znużenie; poszedł, zataczając się na górę, ledwie zdjął buty i surdut, rzucił się na łóżko i zasnął twardo. Zbudził się około dziesiątej i spostrzegł, że siedzi przy nim Władek, tym razem uśmiechnięty.
— Wiesz, że ojcu jest lepiej?... — zawołał młody Linowski. — Nie masz pojęcia, jak staruszek rozczula się nad tobą!... Powiada, żeś ty go wyleczył...