Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/084

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W jednej chwili związano go, wsadzono do dorożki i pod opieką samego policmajstra, tudzież dwu strażników odwieziono do koszar. Jędrzejczaka zdziwiło to, ale ani przestraszyło, ani zasmuciło. Miał tak pyszny humor, jak człowiek, który przynajmniej połowę życia spędził ze związanemi rękoma.
Współcześnie pomocnik policmajstra, wypytawszy Mateusza, kim jest i gdzie mieszka, zapowiedział mu, że zrobi rewizję w stajni hotelowej; jego zaś kazał odprowadzić do szczupłej i ciemnej celi. Zwróciło to uwagę obecnych, że Mateusz, usłyszawszy o rewizji u siebie, klasnął w ręce i mruknął:
— Kaput!...
W pół godziny po zrewidowaniu stajni Hotel Polski został otoczony przez żandarmów i wojsko. Aresztowano gospodarza Janowicza i całą służbę, przetrząśnięto numery i wszelakie ubikacje, a niespełna w godzinę miasto zatrzęsło się od nadzwyczajnych wiadomości. Pierwszą była ta, że aresztowano zabójcę strażników: Szmakowa i Fomeńki, a drugą, że w stajni Hotelu Polskiego, w skrzyni z owsem, nad którą miał dozór aresztowany Mateusz, znaleziono: cztery bomby!
I znowu niespełna w godzinę rozeszła się trzecia wiadomość, że stajenny Hotelu Polskiego, Mateusz, powiesił się na własnym pasku w celce, gdzie go zamknięto. Jednocześnie aresztowano faktora Joska, który, pomimo szabasu, kręcił się niespokojnie około Hotelu Polskiego, usiłował zajrzeć do stajni i wypytywał o Mateusza.
Późnym wieczorem doktór Dębowski, zaszedłszy do jednej z pacjentek, żony oficera żandarmerji, zapytał jej męża:
— Cóżto, mówią po mieście, że panowie posądzacie o zamordowanie strażników jakiegoś ucznia szkoły handlowej, Jędrzejczaka?...
— My nie posądzamy... my jesteśmy pewni, zresztą mamy świadków... — odparł oficer.
— Ależ bój się rotmistrz Boga, toż to młody chłopak...