Strona:PL Bolesław Leśmian-Napój cienisty.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jeszcze coś się mocuje, krząta i szeleści!
Cóżem jeszcze mógł czynić? Jaką wybrać drogę?
To — wszystko. Twór skończony. Nic nad to nie mogę!“

I głos rozległ się echem i zamilkł niebawem.
Eljasz głosu Bożego słuchał mimopławem,
Ale biegu nie zwalniał. — „Smugo! — szepnął — Smugo!
Niech Cię z chmur tem imieniem wygarniam niedługo,
Nim zgaśniesz!... A, gdy zgaśniesz, znowu powiem: Boże!
Nie wiem, gdzie Twoje brzegi, a gdzie moje morze?
Lecz wiem, żem policzony pomiędzy Twe ptaki:
Chcę lecieć w Twoją przyszłość! O, daj mi lot taki!“

Zaiskrzyła się Smuga — i mrok bez oporu
Przyjął skrę... Coś błysnęło w pamięciach przestworu,
Lecz nastała ta cisza, co nic nie pamięta.
Słychać było, jak czas się po gwiazdach wałęta...

I rzekł Bóg: — „Chciałbym ciebie zachować zazdrośnie
Mym niebiosom — Spójrz! Wszechświat ma się już ku wiośnie!“

Eljasz z wozu wynurzył swą pierś i urwiście
Zwisł nad głębią i dłonie wprzód rozwiał, jak liście,
I tak trwał, niby nagła mroków uroślina,
Co pnączem swego ciała w bezmiary się wspina,
I, wargami zmacawszy chłód gwiezdnych przezroczy,
Do Boga wzwyż i nawprost mówił w cztery oczy:
— „Tak, mogło być inaczej! Słowa śmiesznie złote
Dla zbłagania ciemności! Chcę iść w tę Innotę,
Chcę być tam, gdzieś nie bywał! Chcę walczyć sam na sam!
Niech czuję, że zwyciężam, lub wiem, że wygasam!
Chcę wzburzoną swodobą przekroczyć mą dolę!
Puść mię tam — w bezbożyznę! Puść — na wolną wolę!
Postroń wszystko, co było! Nie poskąp mi lotu!