Strona:PL Bolesław Leśmian-Łąka 179.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wśród nich pięknem jaśnieje Egiptu królowa,
Oszklona arką dosyć dla cudów przestworną.
Piersi zdobne ma raną, jak wiśnią potworną,
W dłoni — kosz, pełen kwiatów, w kwiatach wąż się chowa.

Ilekroć słodkim jadem wąż jej pierś oślini,
Tylekroć oczy zmarłej znów się w świat odsłonią,
Jakgdyby upojnego konania mistrzyni
Łeb śmierci oswojonej pieściła swą dłonią.

Śmierć się łasi do stóp jej, niby wierna służka,
Baczna na lada szepty i lada skinienia,
I jej oczu śmiertelna w nieskończoność zmrużka
Jest tem tylko, czem dla nas chwila zamyślenia.

Kocham to ciało chore, co tai w zadumie
Czar tysiąca zmartwychwstań i śmierci tysiąca
I wie jeszcze coś więcej, niźli wiedzieć umie
Duch, co tylko raz jeden o śmierć się roztrąca

Kocham dłoń, do wężowej nawykłą pieszczoty,
Paznokcie, zabarwione wypłowiałym różem,
Piersi, nigdy niesyte swej własnej zniszczoty,
I dwa zęby u wargi, pokalanej kurzem.

Kocham pozór oddechu, co łamie pierś białą,
Szat, zużytych na cuda, postrzępione kraje, —
I nie wiem, czybym pieścił skwapliwiej to ciało
W chwili, kiedy umiera, czy też — zmartwychwstaje.