Strona:PL Bolesław Leśmian-Łąka 078.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Szła pieszczota koleją, dreszcz z dreszczem się mijał.
Nim jeden wypił do dna, — już drugi nadpijał.

Kto oddawał — dech chwytał, a kto brał — dech tracił,
A kto czekał za długo — rozumem przypłacił!

Sad oszalał i stał się nieznany nikomu,
Gdy ona, jeszcze mdlejąc, wróciła do domu.

Miała w oczach ich zamęt, w piersi — ich oddechy,
I płonęła na twarzy od cudzej uciechy!

— „Jakiż wicher warkocze w świat ci rozwieruszył?”
— „Ach, to strzelec — postrzelec w polu mnie ogłuszył!”

— „Co za dreszcz twojem ciałem tak żarliwie miota?”
— „Śniła mi się w śródlesiu burza i pieszczota!”

Mać ją, płacząc, wyklęła, — ojciec precz wyrzucił,
Siostra łokciem skarciła, a brat się odwrócił.

A kochanek za progiem z pierścieni ograbił,
I nie było nikogo, ktoby jej nie zabił.

I nie było nikogo, ktoby nie był dumny,
Że ją przeżył, gdy poszła wraz z hańbą do trumny.

Tylko Bóg jej nie zdradził i ślepo w nią wierzył
I przez łzy się uśmiechał, że ją w niebie przeżył.

— „Ty musisz dla mnie poledz na śmierci wezgłowiu,
„A ja muszę dla ciebie trwać na pogotowiu!