Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Excellenza nie ma się co spieszyć — rzekł ironicznie Tejada, wysuwając rękę z pod poncha z pistoletem. — Na zapłatę będzie czas, a na co innego mam gotową odpowiedź.
Bankier zatrzasnął szufladę i ciężko opadł na fotel.
— Czego ode mnie chcecie? — szepnął.
— Ten list objaśni — odparł Tejada i założywszy pistolet za pas szeroki, dobył list z poza niego.
Don Carlos otworzył list i począł go niespokojnie przebiegać oczyma, Tejada zaś z założonemi rękoma oparł się o biurko i patrzał na czytającego z błądzącym na ustach uśmiechem.
Bankier skończył i opuściwszy pismo na kolana, szepnął:
— Kara Boża!
— Nie kara, tylko Opatrzność — poprawił bandyta. — Synek włóczy się po llanosach, jak nierozważny dzieciak, upędzając się za motylami, i prędzej czy później wpadłby w ręce bandytów. A tak dostał się pod opiekę znajomego, który