Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/099

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go, że dotąd nie napotkał śladów, któreby wskazywały bliskość siedzib ludzkich. Nie znał miast, ale wyobrażał je sobie ze słyszenia, wiedząc o świątyniach z wieżycami, o gmachach i długich zabudowanych ulicach. Słyszał to wszystko od Aymarów, a że był zawsze żądny wiedzy, więc zapamiętał te opowieści i był pewny, iż miasto zdaleka rozpozna.
Z pewnem też rozczarowaniem i niepewnością posuwał się dalej, gdy nagle za kępą drzew ujrzał snującą się długą wstęgę ujeżdżonej drogi.
Westchnienie ulgi wydobyło mu się z piersi.
Ta z pewnością prowadzi do Bogoty — pomyślał sobie w duchu i już zamierzał ruszyć galopem, gdy zdala ujrzał rysującą się na tle nieba sylwetkę jeźdźca.
Piotruś po tylu ostrzeżeniach, a zwłaszcza po ostatniej przygodzie był podwójnie ostrożny, zatrzymał się więc znowu w gęstwinie i począł obserwować.
Ktoś jechał w jego stronę, ale kto to był?
Niebawem można było dokładniej przyjrzeć się jeźdźcowi. Miał on kurtę