Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/052

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nia. Nawet wódz Aymarów wydawał stosowne rozporządzenia, ukazując miejsce, którego strzec wypadało.
Piotruś nie czekał dalej. Zwolna zaczął on ciągnąć za lasso, a dwie mumje, chrzęszcząc cicho swem zeschłem ciałem, poczęły poruszać się zwolna ku górze, kołysząc się i uderzając o gałęzie krzewów.
Aymarowie usłyszeli szelest, spojrzeli i stanęli w osłupieniu.
Przed nimi prężyli się dawno zmarli przodkowie, wykonywając jakieś dziwne ruchy, czy to gniewu, czy groźby...
Na skałach zaległa cisza. Oczy Indjan rozszerzyły się i stanęły kołem. A tu straszni przodkowie nie przestawali kołysać się w powietrzu, poruszać rękami, potrząsać głowami i jakby szeptać groźby tajemnicze...
Aymarowie cofali się w niemem przerażeniu krok za krokiem, cofali się tyłem, nie odwracając oczu od strasznego widoku.
Piotruś obserwował ich przez szczelinę, nie przestając uśmiechać się złośliwie. Oto zniknęli za skałami do połowy,