Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/043

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie tak znów bardzo się poświęcam! Nikt tak gór nie zna jak ja i nikt tak po górach nie biega. Żaden z Aymarów nie doścignie mnie, zwłaszcza że ukażę im się z przyzwoitej odległości.
— A kula? — zapytał Chodzik.
— W pogoni trudno strzelać. Zresztą będę się miał na baczności. Wierzajcie mi, że to jest jedyny sposób ratunku. Znam drogę w górach ku llanosom, ale musielibyśmy konie porzucić i nie dalibyście sobie rady w tej niebezpiecznej wędrówce. Dla mnie i dla was jest ważną rzeczą, abyśmy konie doprowadzili do llanosów. Rozejdziemy się teraz, a zejdziemy w umówionem miejscu.
I począł przekładać tak wymownie, że dr. Mański, jakkolwiek z pewnemi skrupułami, został o tyle przekonany, iż postanowił plan Piotrusia wykonać.
Ten ostatni wskazał dokładną drogę do znanej mu doliny, tuż na wstępie llanosów, a sam począł się przebierać w kapelusz i poncho Chodzika.
— Teraz uważajcie — odezwał się na odchodnem w góry. — Gdy tylko usłyszycie okrzyk Indjan, będzie to dowód,