jest odjęta: Nemo novit Patrem nisi Filius, et cui voluerit Filius revelare.[1]
To właśnie wyraża Pismo, kiedy powiada w tylu ustępach, że ci, którzy szukają Boga, znajdują go. Nie mówi o nim jak o czemś tak jasnem jak jasny dzień w południe. Nie mówimy, że ci, którzy szukają dnia w jasne południe, albo wody w morzu, znajdą je; jakoż i oczywistość Boga w naturze nie jest tego rodzaju. W innem miejscu powiada nam Pismo: Vere tu es Deus absconditus.[2]
Godnem podziwu jest, iż nigdy żaden autor kanoniczny nie posłużył się naturą, aby dowieść Boga. Wszyscy starają się wzbudzić wiarę weń. Dawid, Salomon, etc., żaden z nich nie powiedział: „Niema próżni, zatem jest Bóg.“ W czem okazali się bystrzejsi od najbystrzejszych ludzi późniejszych czasów, którzy wszyscy się tem posługiwali. To bardzo doniosłe.
Jakżeto! czy nie powiadasz sam, że niebo i ptaki dowodzą Boga? — Nie. — A twoja religja nie powiadaż tego? — Nie. Mimo bowiem że to jest prawdą w pewnem rozumieniu dla niektórych dusz, którym Bóg dał to światło, jest wszelako fałszem w odniesieniu do ogółu.
Są trzy drogi do wiary: rozum, zwyczaj, natchnienie. Religja chrześcijańska, która jedyna ma w tem słuszność, nie uznaje za swoje prawe dzieci tych, którzy wierzą bez natchnienia. Nie znaczy to, aby wykluczała rozum i zwyczaj, — przeciwnie; ale trzeba otworzyć swój umysł na dowody, umocnić go przez zwyczaj, trzeba poddać się zapomocą upokorzeń natchnieniu, które jedno może sprowadzić prawdziwy i zbawczy skutek: Ne evacuetur crux Christi.[3]