lada prostaka? Jesteśmy we wszystkiem igraszką zmysłów i wyobraźni: cóż bardziej złudnego i czczego! „Pocieszny, zaiste, rozum, którym porusza dech wiatru, i to we wszystkich kierunkach!“ Przypadek, nawyk, środowisko, rozstrzyga o naszem duchowem jestestwie. Przyjaźń, miłość — złuda! Zewsząd trapią nas nieszczęścia, mozoły, troski; ale ktoby nam je odjął, uczyniłby nas najnieszczęśliwszymi w świecie, wówczas bowiem znaleźlibyśmy się oko w oko z zasadniczą nędzą człowieka. Sam król nawet nie zdoła wymyślić nic więcej, niż gonić za piłką lub zającem, aby odwrócić myśl od siebie samego: on, tak możny, wspaniały, szczęśliwy! Z chwilą gdy to życie ma kres, a poza niem jest nieznana wieczność, cóż znaczy czy jest takie czy owakie, czy ma trwać jeszcze tydzień czy pół wieku!
Jakże daleko jesteśmy od uśmiechniętej beztroski Montaigne’a!
Skoro tedy, z jednej strony, stawką jest to nędzne paroletnie istnienie, a z drugiej nieskończoność mąk lub zbawienia, czyliż sam rachunek prawdopodobieństwa[1] nie kazałby podjąć tej partji i postawić na kartę to nic, dla wygrania wszystkiego, choćby nawet szansa była znikomo mała? Ale jak to osiągnąć? Ludzie mówią: „skoro uwierzę, będę wykonywał praktyki.“ A Pascal odpowiada: „Nie, najpierw wykonuj praktyki, a wiara pójdzie za niemi.“ Nie waha się użyć brutalnego słowa: „Trzeba się ogłupić“.
I znów, nawiązując do Montaigne’a, przechodzi urządzenia społeczne. Wnika zadziwiająco w głąb, zapuszcza sondę
- ↑ W owym czasie zajmowano się wiele teorją prawdopodobieństwa i sam Pascal nad nią pracował; w tej części rozumowania zwraca się zapewne do swoich przyjaciół ze „świata“, którzy wiele oddawali się grze.