Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy się rano zbudziła, nie było siostry w łóżku. Zerwała się. Słońce stało już wysoko, a bydło było dawno na paszy. Znalazła przyrządzone śniadanie, zjadła je więc pospiesznie, wyszła i zastała Mildrid przy pracy. Ale jakże mizernie wyglądała!
Beret powiedziała jej, by się pospieszyła i przeszła się z nią po hali, jeśli nie, to pójdzie sama. Mildrid nic nie odpowiedziała, ale Beret uczuła, że chce zostać sama, więc pokręciła się chwilę i poszła.
Mildrid odetchnęła z ulgą. Pospiesznie opłókała kadzie i skopki, resztę roboty zostawiając na potem. Umyła się potem, uczesała włosy, pobiegła do koleby, przebrała się, wzięła robotę i pospieszyła do skalnej ściany.
Nie przyniósł jej dzień nowy świeżych sił, gdyż niemal nie spała i dawno już nic nie jadła. Ciągle była w jakimś półśnie i wydało jej się, że nie poradzi sobie z tem, póki nie znajdzie się na miejscu, gdzie się wszystko zaczęło.
Ale ledwo usiadła, zaczęła dumać, co on pomyśli, gdy ją tu spotka. Zerwała się na równe nogi. W tej samej jednak chwili ujrzała psa na skale. Zbiegł szybko i zbliżył się w podskokach, machając ogonem.
Serce jej bić przestało. Tam, niedaleko stał on, — jak wczoraj, oblany słońcem. Dziś przybył inną drogą. Uśmiechnął się, skinął ręką i za chwilę był już przy niej.
Wydała lekki okrzyk i opadła na miejsce, skąd wstała, robota wypadła jej z ręki — odwróciła głowę.