Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i w końcu znikła im z oczu. Synnöwe nie zwróciła jakoś uwagi, że jej niema. Przystawała co kilka kroków i schylała się po jagodę.
— Dziwneby to było, gdybym się nie zdobył na gadanie! pomyślał i zaczął zaraz:
— Piękna dzisiaj pogoda!
— To prawda! — odparła Synnöwe.
Znów uszli kawałek drogi, a ona zbierała wciąż jagody.
— Bardzo się cieszę, żeś się zgodziła na tę przechadzkę! — powiedział.
Szła w milczeniu.
— Mieliśmy tego roku długie lato...
Znowu nic nie odrzekła.
— Z tego nic! — pomyślał. — Póki idziemy, nie da się mówić! — i dodał głośno: — Może zaczekamy tutaj na Ingrid?
— Zaczekajmy! — zgodziła się, przystając.
W tem miejscu nie było jagód, po któreby się mogła schylać, spostrzegł to dobrze. Mimo to pochyliła się, zerwała długie, cienkie źdźbło i zaczęła z wielką pilnością nawlekać nań jagody.
— Przypomniał mi się dzisiaj w kościele żywo ów dzień, kiedyśmy razem odbywali naszą konfirmację.
— O, pamiętam to doskonale! — powiedziała.
— Od tego czasu zmieniło się wiele! — zauważył, a gdy milczała, dodał: — Przeważnie wszystko poszło inaczej, niżeśmy pragnęli!