Strona:PL Balzac-Ludwik Lambert.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mimo trudności tego przedsięwzięcia, sądziłem iż trzeba mi było spróbować odmalować młodość Lamberta, owo tajemne życie, któremu zawdzięczam jedyne dobre godziny i jedyne miłe wspomnienia mego dziecięctwa. Poza temi dwoma latami znałem same troski i przykrości. Jeżeli później przyszło szczęście, moje szczęście było zawsze niezupełne. Byłem bardzo rozwlekły, bez wątpienia; ale gdyby się nie wniknęło w obszary serca i mózgu Lamberta, (dwa wyrazy, które bardzo niedoskonale oddają niezliczone odcienie jego wewnętrznego życia), byłoby prawie niemożliwe zrozumieć drugą część jego dziejów duchowych, równie nieznanych i światu i mnie, ale których tajemne rozwiązanie rozwinęło się wobec mnie w ciągu kilku godzin. Ci, którym ta książka nie wypadła jeszcze z rąk, zrozumieją, mam nadzieję, wypadki które mi pozostały do opowiedzenia i które stwarzają poniekąd drugą egzystencję tej istocie; dlaczego nie miałbym powiedzieć temu istnieniu, w którem wszystko miało być nadzwyczajne, nawet jego koniec?
Kiedy Ludwik wrócił do Blois, wuj starał się dostarczyć mu rozrywek. Ale biedny ksiądz czuł się w tem nabożnem mieście wręcz jak trędowaty. Nikt nie miał ochoty przyjmować w domu rewolucjonisty, zaprzysiężonego. Towarzystwo jego składało się tedy z kilku osób o poglądach zwanych wówczas liberalnemi, patrjotycznemi lub konstytucyjnemi, do których zachodził na partyjkę wista lub bostona. W pierwszym domu gdzie go wprowadził wuj, Ludwik poznał młodą osobę, którą pozycja jej skazywała na to towarzystwo wzgardzone przez wielki świat, mimo iż znaczny jej majątek pozwalał przypuszczać, iż z czasem będzie mogła znaleźć partję wśród okolicznej arystokracji. Panna Paulina de Villenoix była jedyną spadkobierczynią bogactw nagromadzonych przez swego dziadka, żyda nazwiskiem Salomon, który,