Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dechu wieczoru, wchłaniając czyste i balsamiczne powietrze gór, szczęśliwy że nie doznaje żadnego bólu i że wreszcie zmusił do milczenia swój groźny jaszczur. W chwili gdy czerwone poblaski zachodu rozciągnęły się na wierzchołkach, temperatura ochłodziła się: wstał i zamknął okno.
— Proszę pana, rzekła starsza dama, czy pan byłby tak łaskaw nie zamykać okna? Dusimy się tutaj.
Odezwanie to rozdarło uszy Rafaela szczególnie ostrym dysonansem; było ono niby słowo niebacznie rzucone przez człowieka w którego przyjaźń chcieliśmy wierzyć a który niweczy słodkie złudzenie, zdradzając, otchłań egoizmu. Margrabia objął starszą damę obojętnem spojrzeniem chłodnego dyplomaty, zawołał służącego i rzekł sucho:
— Proszę otworzyć okno!
Na te słowa żywe zdumienie odbiło się na wszystkich twarzach. Zebrani, zaczęli szeptać, przyglądając się choremu mniej albo więcej wymownie, jak gdyby się dopuścił jakiejś ciężkiej niegrzeczności. Rafael, który nie wyzbył się zupełnie dawnej młodzieńczej nieśmiałości, zawstydził się na chwilę; ale otrząsnął się rychło, skupił energję i starał się zdać sobie sprawę z tej szczególnej sceny. Nagły błysk przeszył jego mózg, przeszłość ukazała mu się niby w jasnowidzeniu. Przyczyny uczucia jakie budził wystąpiły na wierzch niby żyły u trupa, u którego, za pomocą kunsztownego nastrzykania, przyrodnicy barwią najdrobniejszą ich odnogę. Poznał samego siebie