Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dlań coś nadnaturalnego. Wątpił o samym sobie, tak jak gdyby się obudził z ciężkiego snu.
— Słuchaj, Jonatas, rzekł młody człowiek zwracając się do starego sługi. Staraj się zrozumieć misję, jaką ci powierzyłem!
— Tak, panie margrabio.
— Jestem człowiekiem stojącym poza powszechnem prawem.
— Tak, panie margrabio.
— Wszystkie rozkosze życia igrają koło mego śmertelnego łoża i tańczą przedemną niby piękne kobiety; jeżeli je zawołam, umrę. Wciąż śmierć! Powinieneś być zaporą między światem a mną.
— Tak, panie margrabio, rzekł stary sługa ocierając krople potu perlące jego pomarszczone czoło. Ale, jeżeli pan nie chce widzieć ładnych kobiet, co pan z sobą pocznie na operze?... Angielska rodzina wracająca do Londynu ustąpiła mi resztę swego abonamentu, będzie pan miał dobrą lożę... och! wspaniałą lożę na pierwszem piętrze.
Pogrążony w głębokiej zadumie, Rafael nie słuchał.
Czy widzicie ten bogaty pojazd, tę karetę prostą na pozór, ciemnego koloru, ale na której drzwiczkach błyszczy herb starożytnego i szlachetnego rodu? Kiedy ten powóz przebiega szybko, gryzetki podziwiają go, zazdroszczą żółtego atłasu, dywanu, pasmanterji świeżej jak słoma ryżowa, miękkich poduszek, zwierciadlanych szyb. Dwaj lokaje w liberji siedzą za tym arystokratycznym pojazdem; ale w głębi na atła-