Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy pan zechce wyjść?
Odpowiada tak albo nie. jeżeli ma ochotę na przejażdżkę, nie czeka na konie, zawsze są zaprzężone: woźnica czeka niewzruszenie, z batem w ręku, jak go pan widzi. Wieczorem, po obiedzie, pan bywa jednego dnia w Operze, drugiego we Włoskim... to jest nie, nie był jeszcze we Włoskim, dopiero wczoraj wystarałem się o lożę. Potem wraca punkt o jedenastej, położyć się... Przez godziny w których jest nie zajęty, czyta, czyta ciągle, widzi pan! takie już dziwactwo. Mam obowiązek przeglądać przed nim Dziennik księgarski, i zakupywać nowe książki, tak aby je znalazł w dzień ukazania się na kominku. Mam zlecenie zachodzić do niego co godzinę aby czuwać nad ogniem, nad wszystkiem, aby doglądać czy mu czego nie brakuje. Dał mi, proszę pana, do nauczenia się na pamięć małą książeczkę, gdzie są spisane wszystkie moje obowiązki, prawdziwy katechizm! W lecie, mam, zapomocą całych gór lodu, utrzymywać jednaką temperaturę i w każdej porze roku starać się o świeże kwiaty. Jest bogaty! ma tysiąc franków do schrupania dziennie, może zadowalać swoje kaprysy. Dosyć długo musiał się obywać bez wielu rzeczy, biedne dziecko! Nie dokucza nikomu, dobry jest jak aniołek, nigdy nie mówi ani słowa, ale też za to musi być zupełna cisza w pałacu i w ogrodzie! Słowem, pan Rafael nie potrzebuje wyrażać ani najmniejszego życzenia, wszystko idzie jak na skinienie, jak po sznurku! I ma rację: kiedy nie trzymać służby w karbach, wszystko się rozłazi. Mówię mu wszystko