Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Więc dobrze, tak, mój kochany, rzekł, jestem twoim lokajem. Ale ty masz być naczelnym redaktorem pisma, milczże! bądź przyzwoity, zrób to dla mnie! Kochasz mnie?
— Czy ja cię kocham? Dzięki tej skórze będziesz miał zawsze hawańskie cygara. Wciąż skóra, mój przyjacielu, wszechmogąca skóra! Znakomite cousticum, mogę leczyć odciski. Masz odciski? usunę ci je.
— Nigdy jeszcze nie plotłeś takich głupstw...
— Głupstw, kochanku? Nie. Ta skóra kurczy się za każdem mojem pragnieniem... to coś przekręcone... Braman — siedzi w tem wszystkiem jakiś braman! — ten braman to musiał być tęgi figlarz, bo pragnienia, widzisz, powinnyby rozszerzać...
— Tak, tak.
— Powiadam ci...
— Tak, to zupełna prawda, jestem twojego zdania. Pragnienie rozszerza...
— Powiadam ci, skóra!
— Tak.
— Ty mi nie wierzysz. Znam cię, mój chłopcze, ty łżesz jak świeżo upieczony król.
— Jakże chcesz, abym wierzył w twoje pijackie brednie?
— Idę z tobą o zakład, mogę ci tego dowieść. Weźmy miarę.
— On nigdy nie uśnie, wykrzyknął Emil widząc że Rafael szpera po całej jadalni.