Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I znów zaczęliśmy nasz dziki taniec. Podzieliliśmy się jak spadkobiercy, sztuka po sztuce, zaczynając od dubeltowych napoleonów, od wielkich sztuk do coraz mniejszych; przedłużaliśmy naszą radość licząc długo: „Twoje!... Moje!...”
— Nie będziemy spali, wykrzyknął Rastignac. — Józefie, ponczu!
Rzucił garść złota wiernemu słudze:
— Masz ty i swoją część, rzekł; pogrzeb się jeżeli możesz.
Nazajutrz kupiłem meble u Lesage’a, wynająłem mieszkanie w którem mnie poznałeś, przy ulicy Taitbout, i poleciłem najlepszemu tapicerowi przystrojenie go. Trzymałem konie. Rzuciłem się w odmęt przyjemności czczych ale bardzo żywych. Grałem, wygrywałem i przegrywałem naprzemian olbrzymie sumy, ale na balu, u przyjaciół; nigdy w domach gry, wobec których zachowałem mą dawną świętą grozę. Nieznacznie zyskałem przyjaciół: stosunki te zawdzięczałem zwadom lub też owemu łatwemu zaufaniu z jakiem zwierzamy sobie nasze sekrety plugawiąc się społem. Być może, że prawdziwą spójnię między ludźmi stanowią tylko ich przywary. Wydrukowałem parę utworów, które dobrze przyjęto. Wielkości literackiego rynku, nie widząc we mnie niebezpiecznego rywala, chwaliły mnie, nietyle zapewne dla mych zalet ile aby dokuczyć kolegom. Stałem się viveurem, aby się posłużyć malowniczem wyrażeniem waszego świata hulaków. Pokładałem ambicję w tem aby się zabić szybko, aby miażdżyć